sobota, 16 maja 2015

Jeżeli kochasz Rozdział 1

*Percy*
-Percy, do cholery jasnej, wstawaj!- usłyszałem krzyk z kuchni.
-Już wstaję- mruknąłem, przewróciłem się na drugi bok i pochrapywałem dalej.
-Twoje ,,już wstaję'' trwa od godziny. Za 10 minut masz autobus, a ja właśnie wychodzę. Trzymaj się- powiedziała i usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi.
-E tam jeszcze 10 minut...och, f*ck! - krzyknąlem i jak poparzony wyskoczyłem z łóżka. Spojrzałem na telefon. Rzeczywiście dwie minuty. Szybko wskoczyłem pod prysznic, umyłem zęby, śniadanie spakowalem i wybiegłem. 2 minuty, minuta, pół. Podbiegłem do przystanku kiedy autobus właśnie odjechałem. Przeklnąłem i spojrzałem wymownie w niebo.
-Hermesie do cholery jasnej!
-Ktoś mnie wzywał?- usłyszałem świdrujący głos i dźwięk hamującego auta.-Mój ulubiony półbóg!
-Hermes- mruknąłem.
-Masz szczęście, bo Hermes musi z Tobą pogadać i przy okazji cię podwiezie.
-Hermes- powiedziałem dużo bardziej entuzjastycznie i wskoczyłem do jego bryki.
Jechaliśmy już dobre 2 minuty.
-Więc o czym chciałeś pogadać?- zapytałem.
-Co...a, no tak! Posejdon mnie przysłał.
-A co? Dla niego za daleko?- mruknąłem z ironią.
-Jest zajęty. Miałem ci coś dać...tylko co...jak nic zapomniałem....och, wiem!
Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej jakiś mały pakunek,w tym samym momencie podjechał pod szkołe.
-Wyskakuj- powiedział i podał pakunek.-Nie wiem czemu, ale masz to odpakować w całkowitej samotności i o stabilnej psychice, czyli będę trzymał kciuki, bo półbogowie nigdy czegoś takiego nie doznają- puścił do mnie oczko i uśmiechnął się szyderczo.
Wysiadłem z auta przyglądając się podarunkowi.
-Dzięki za podwózkę- mruknąłem i pobiegłem do szkoły.
Spóźniony wparowałem do klasy.
-Jackson, Jackson, Jackson...- mruknął nauczyciel, ale to nie był Pan Devis,którego powinienem zastać, zmrużyłem brwi.-Jak zawsze spóźniony- roześmiał się.
Spojrzałem w stronę biurka i oczy wypadły mi na wierzch.
-Chejr...Znaczy Pan Brunner!- udałem niezdziwionego, ale posłałem mu pytające spojrzenie. Mrugnął i wskazał na ławkę.
-Siądziesz, czy mam ci wpisać nieobecność?- zapytał.
Ruszyłem w stronę ławki. Nagle ktoś wstał i zaprotestował
-Powinien dostać uwagę za spóźnianie się- usłyszałem dziewczęcy głos. Znowu ta wariatka.
-Niestety muszę panienkę Worn zasmucić. Percy dostał już tyle uwag, że zabrakło rubryki.
Cała klasa wybuchnęła śmiechem, a ja posłałem triumfalne spojerzenie Camili, mojej szkolnej wrogini. Ta się naburmuszyła, ale nic nie powiedziała.
Usiadłem obok Alex, która chichotała pod nosem.
-No i z czego się tak cieszysz?- zapytałem.
-Z ciebie- uśmiechnęła się.
-Jak zawsze kochana Alex- burknąłem, a ona dalej się śmiała. Chejron, znany jako Pan Bruner uczył nas greki, jedyny poza wf-em przedmiot, w którym jestem dobry. Oczywiście czepiał się mnie co chwila: ,,a o czym to Jackson tak nawija?" ,,Jackson, odpowiedz na pytanie'' ,,Jackson, ty na pewno wiesz". Kiedy wreszcie lekcja się skończyła szybko ruszyłem do wyjścia.
-Jackson, podejdź- powiedział Chejron.
-Co ty tu robisz?!- zapytałem, kiedy cała klasa wyszła.
-Podobna jest jakaś półbogini tutaj, nieważna,  mała, ale Zeus dał zlecenie, z resztą stęskniłem się za Tobą- powiedział.
-Ta...Jeszcze mi powiedz, że pan D. Też- zaśmiałem się.
-A żebyś wiedział: co chwile pyta kiedy wreszcie będzie mógł zamienić Perr'iego Johnsona w delfina- roześmiał się Chejron.
-Typowe.
-A no i jeszcze jedno: co to za dziewczyna z którą siedziałeś?
-Gestapo-mruknąłem.- Alex Skate.
-coś mi pachniała...
-Nie sądziłem, że z twoją pamięcią jest aż tak źle- zaśmiałem się.- To Alex, córka Demeter, nie pamiętasz jej?
-Alex,...Alex....a no tak! Ta od bukietów szpinaku i tańczącej trawy, ta wariatka?- zapytał Chejron.
-Taaak...Ta wariatka- zaśmiałem się.
-Ona chodzi tutaj do szkoły?
-Dopiero od tego roku.
-Aha...Masz rację, masz racje, starość nie radość, a pamięć już nie ta- powiedział.
-Mogę już iść?- zapytałem.
-Nie...Czekaj...Jeszcze jedno...Coś miałem ci powiedzięc....a no tak. Mamy do ciebie prośbę, razem z Panem. D.
Oczy wyszły mi z oczodołów, okrążyły ziemie i wróciły.
-Pan D. ,,ma do mnie prośbę"?- zapytałem z niedowierzaniem.
-A no.
-Od razu mówię, że nie będę sprzątał, gotował, ani jak kolwiek inaczej mu usługiwał- powiedziałem kategorycznie.
-Czyli mamy problem- mruknął Chejron.- Nie no żart.
-No to o co chodzi?
-Może uznasz to za zabawne...ale raczej uznasz to za żałosne. Szczerze nie będę ci się dziwił, ale sprawa wygląda tak: musisz odwiedzić obóz.
-Jak dla mnie spoko, a po co?
Chejron westchnął.
-Mamy bitwę o sztandard, a domek Afrodyty i Apolla uparli się, że będzie to niesprawiedliwe jeżeli njalepszy gracz z ich drużyny nie będzie grał. Więc albo przyjedziesz i zagrasz, albo udusimy się pudrem dzieci Afrodyty, bywają bardzo agresywne.
Zaśmiałem się.
-A kiedy?
-Jutro.
-Co jutro jest?
-Piątek.
-Mam lekcje.
-Spokojnie, będziesz na nich. Stare sztuczki, ale nadal się sprawdzają - uśmiechnął się.
-No dobra- westchnąłem.- A czy teraz mogę iść?
-Możesz.

Na korytarzu, jak to na korytarzu być może panował ogólny chaos, bałagn i wrzask dzieciaków. Musiałem nawet użyć siły, żeby odgonić jakieś małe dziecko, które zaczęło, nie wiem z jakiego powodu, kopać mnie. Wreszcie dotarłem do cihcszego zakątku, w którym zawsze przebywałem. Rzuciłem plecak na bok i usiadłem na parapecie. Oczywiście obok mnie siedziała już Alex i James. James to nasz przyjaciel. Nie ma nic wspólnego z mitologią i pewnie także z zasadami BHP. Robi zawsze to co chce i co mu się żywnie podoba, najlepsze jednak jest to, że nikt nigdy tego nie zauważa. Wczoraj chociażby wstał w środku lekcji i wyszedł, bo mu się nudziło, a nikt tego nie zauważył. Potrafi nagle najść cię od tyłu i zacząć, ni z Hermesa, ni z Hadesa gadać do ciebie po hiszpańsku. No właśnie, jest z hiszpanii. Często dopiero po zakończeniu opowiadania historii i zobaczeniu mojej zdziwionej miny orientuje się, że mówił nie w tym języku co trzeba. Kiedyś zaczął mówić po hiszpańsku na matmie i co mnie bardzo zdziwiło pani nie doceniła jego umiejętności posługiwania się obcym językiem.
-Ten Brunner ma fajny wózek, nie? Ceikawe co mu się stało- mruknął James.
Wymieniliśmy z Alex spojrzenia.
-No- mruknęła i starała się stłumić śmiech.
-A co od ciebie chciał?- zapytał się.
-Pytał się gdzie jest pokój nauczycielski- skłamałem.
-Tak długo?
-Jest mało kumaty- odparłem.
Ten się zaśmiał i zeskoczył z parapetu oznajmiając wszystkim, że idzie napisać ściągę na sprawdzian.
Kiedy odszedł córka Demeter zaczęła śmiać się w niebogłosy. Co było bardzo naturalnym zjawiskiem w jej wypadku.
-Idę zajumać jakieś żarcie ze sklepu- powiedziała udając James'a i odeszła. Zostałem sam. Wyciągnąłem telefon i na wyświetlaczu zobaczyłem napis: ,,1 nieodebrane połączenie i 3 wiadomości". Czas się bać?
Połączenie od: Annabeth
Wiadomości:
Annabeth: Czy ty kiedyś nauczysz się odbierać telefony?!
Mama: Percy, wrócę trochę później, muszę zastąpić kogoś w pracy. W lodówce masz jedzenie do podgrzania, ale znając cibeie zamówisz pizzę :)
Grover: Peeercyyyyy
Uśmiechnąłem się mimowolnie na myśl o tych trzech osobach. Wybrałem numer Annabeth i do niej oddzwoniłem.
Pip, pip, pip, pip, pip, pip, pip, pip, pip, pip, pip, pip, pip, pip, Percy!
-Hej- odpowiedziałem.
-Perseuszu Jacksonie, przepraszam  cię bardzo, ale ty chyba od 7:30 nie masz jeszcze lekcji, nie?- powiedziała groźnie.
-Sory, spałem jeszcze- odparłem.
-Chyba źle usłyszałeś, rozmawiamy o: 7:30- warknęła.
-Człowiek już się wyspać nie może- mruknąłem.
Annabeth zachichotała.
-Glonie, jeden! Kto o tej porze niby śpi?
-Ja- powiedziałem dumnie.
-Jest się czym chwalić- powiedziała.
-No a tak w ogóle to po co dzwoniłaś?
-Zostawiłam u ciebie książkę- powiedziała.
-No i?- zdziwiłem się.
-Może powtórzę: zostawiłam u ciebie książkę.
-No i co w związku z tym?
-No bo jeżeli jest u ciebie, to nie ma jej przy mnie.
-Nie musisz dziękować.
-Percy, cholera jasna, dostarczysz mi ją kiedyś, czy nie?!
-Nie rozumiem po co ci książka, ale jeżeli chcesz, to proszę cię bardzo.
-A kiedy?
-Jutro.
-Krzyk na drogę. Jak masz niby zamiar mi ją jutro dostraczyć, hę?
-Będę w obozie, to mogę ci ją przy okajzi przywieść.
DRYN
-Dobra, musze kończyć, paa
-Będziesz w obozie?!!!
-Kocham cię- powiedziałem i się rozłączyłem.
Pobiegłem szybko w stronę sali lekcyjnej. Przy okazji staranowałem jakieś dziecko i popchnąłem historyczkę, bywa.
Na koniec tego dobrego wpadłem na jakąś dziewczynę. Wszystkie książki jej się rozsypały. Zaczęła je zbierać, warknęła:
-Może byś pomógł, hę?- usłyszałem znajomy głos.

4 komentarze:

  1. Znajomy głos?! Co to za znajoma?! Co to za paczuszka?! ( Posrjdon pacan. Nawet nie chciało mu się pofatygować do syna!) Co chejron robi na lekcji Percy'ego? A tak przemyślając to ten znajomy głos jest półbogiem, czy tylko np. Thalia wpadła na zwiady? Roździał super. Ze zniecierpliwieniem czekam na następny! ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Percy, przyjacielu, nie tylko ja lubię spać, piątka.!!!
    Annabeth zapomniała KSIĄŻKI.? Świat staje na głowie.
    Czyżby tajemnicza osobistość gubiąca książki to Piper.? Lub inna znajoma naszego syna Posejdona (który jak widzę gra wyrodnego ojca).?
    Przez wspomniane jedzenie do odgrzania i pizzę jestem głodna. ;[
    Dobra, kończę przynudzać, wena na komentarz mnie opuściła i bla, bla, bla.
    Pozdrawiam.
    ~Anonim Juleśka ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Będziesz kontynułować ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, będę, ale nie wiem kiedy. Postaram się niedługo

      Usuń